• some image Radio SK

  • some image Jerry's Tales

  • some image Kombinat Podcastowy

  • some image Karpiowy Podcast

3/28/2015

Nawiedzony Podcast #22 Tajemnica Wiedźmy z Blair Cz. 1

W dwudziestym drugim Nawiedzonym Podcaście Mando dokonuje zamachu stanu, Jerry przyjmuje dwa sierpowe, Skura wychodzi z leśnego grobu, a Szymas przemawia z zaświatów i przywołuje gościa, którego jeszcze nie słyszeliście w jego podcastach. A robimy to wszystko, by wyjaśnić Wam tajniki kręcenia found footage i układania kamiennych kręgów w lesie oraz by wprowadzić Was w filmowy świat Wiedźmy z Blair i filmów studniówkowych. Będzie trochę chaotycznie, trochę strasznie i bardzo, bardzo nawiedzenie. Zapraszamy do słuchania! :)

27 komentarzy:

  1. Mnie też konwencja FF nie przekonuje, chociaż nie neguję tego gatunku. Dla zdolnych twórców jest to jedynie stylistyka i są w stanie nakręcić świetny film... Tylko mało zdolnych filmowców bierze się za ten gatunek.

    Zresztą warto wrzucić także ten amatorski film dokumentalny: https://www.youtube.com/watch?v=IFRLWIh5p1k . Ciężko mi się nie zgodzić z jego treścią.
    - nie przekonują mnie ujęcia (które bardzo często są nienaturalne, twórcy sami zapędzają się w sceny, których nie mogą sensownie nakręcić) i nagrywanie wszystkiego... Nawet dzisiaj, 32 GB na komórce to niby sporo, jednak nagrywając w HD nagle okazuje się, że nie można pozwolić sobie na godziny nagrywania. co w sytuacji gdy film rozgrywa się w latach 90 i wszystko nagrywane jest na taśmie...
    - 3/4 filmu to wypełniacze, są konieczne dla zbudowania klimatu, jeżeli jednak przeciągnie się je niepotrzebnie (nagrywając wszystko) i zaczną one denerwować... A POTEM JAK NIE PIEPRZNIE, BO DŹWIĘKI STRZELANIA SZAFKAMI SĄ WZMOCNIONE.. Nie, to nie strach
    - prawie konieczne stają się już referencje seksualne, a jeśli pojawią się cycki (tak, kolokwialnie cycki, bo pojawiają się tutaj w takim kontekście) to już w ogóle 10 MTV Awards

    Ale Blair Witch Project jest jednym z tych filmów, który w jakimś stopniu mnie kupuje. Ma wiele wad (ale naprawdę Skura? Ktoś uważa, że 4:3 to wada? Wątpię w świat), jednak sceny grozy, gdy już się pojawiły, były odpowiednio wyważone, opierały się nie na prostym straszeniu dźwiękiem, lecz na dezorientacji i pokazaniu jej na ekranie. Kłótnia o mapę była wpleciona w historię i miała sens i była konsekwentna. Czyli ma coś, czego nie posiada reszta filmów z gatunku ;)

    Blair Witch 2... Wymownie milczy... Albo dodam, że film miał dla mnie jeden plus. Gdy oglądałem go w dzieciństwie, bardzo podobały mi się kobiety w nim gra... To nie jest plus? Aha, to film nie ma plusów, smutne.

    PS Czekam na gry ;) Miałem z nimi styczność i... podobały mi się bardziej niż film (ale to sterowanie, zwłaszcza w pierwszej części...). Książki nie czytałem.

    PPS Paranormal Activity obejrzałem sobie w ramach takiego "weekendowego maratonu" we własnym domu i... nie wiem jak to sprawdzić, ale byłbym w stanie założyć się z Mando, że wymęczyłem się bardziej niż on na maratonie Dzieci Kukurydzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, Szymas, że wróciłeś zza grobu. Cóż, ja niestety przyłączam się do frakcji sceptyków. Blair potwornie mnie wynudził. Oczywiście jak mantrę powtarzam to, co wszyscy, że doceniam jego historyczną rolę, jego status bycia kamieniem milowym w dziejach kina etc., ale mimo to... no, sorry, jakoś nie kupuje, nie wciąga, nijak nie umiem odczuć tej grozy, którą szkicował Skura. Moim zdaniem przeszkodą jest właśnie ten udawany weryzm. Sztuka jest sztuką właśnie dlatego, że stwarza dystans, bierze rzeczywistość w nawias, destyluje. Udawanie, że się jest "naprawdę", paradoksalnie jeszcze wzmaga sztuczność. Sądzę, że stylizacja na dokument czy reportaż lepiej sprawdza się w literaturze, czego dowodem choćby "World War Z". A w szerszym sensie choćby cały nurt Gonzo z Hunterem Thompsonem na czele, gdzie fakty swobodnie mieszają się z fikcją. Co prawda nie wiem, jak bym odebrał Blair, gdyby ktoś mi go po prostu pokazał, nie wprowadzając w szczegóły, ale z drugiej strony to by i tak zmieniło optykę odbioru. Wydaje mi się, że lepiej by to wszystko zadziałało, gdyby nakręcić "profesjonalny dokument", w którym za punkt wyjścia służyłyby znalezione kasety. Można by wówczas wpleść je w film, a całość ufryzować na reporterskie śledztwo o tym, co się stało z bohaterami nagrań. Sama konwencja reportażu ma naprawdę spory potencjał, ale ona też musi mieć swoje ramy, swoją kompozycję i dramaturgię. Tak, jak Blair jest zrobiony, dla mnie jest po prostu artystyczną hucpą, takim Nic, które ktoś genialnie sprzedał jako Coś. Dziś pod pretekstem sztuki cholernie łatwo opchnąć byle co, choćby i babkę obierającą kartofle w muzeum, dorabiając stosowną ideologię. Postmodernizm też ma swoje ślepe zaułki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Sztuka jest sztuką właśnie dlatego, że stwarza dystans, bierze rzeczywistość w nawias, destyluje.Szt"uka jest sztuką właśnie dlatego, że stwarza dystans, bierze rzeczywistość w nawias, destyluje."

    BWP toż to jest wydestylowane - oni tam scenariusz mieli. Jest różnica pomiedzy czymś takim a filmem gdzie banda dzieciakó pójdzie se do lasku nakręcić pseudo dok - wystaczy popatrzec jak wyglądaja domorosłe produkcje z YT w stylu urban explorers.

    "Sztuka jest sztuką właśnie dlatego, że stwarza dystans, bierze rzeczywistość w nawias, destyluje." Czytałem to to i w porównaniu do BWP to jest słabe. Ogólnie to jest słabe :|

    POza tym dla mnie "argument" TO JEST NUDNE - to jest"argument" własnie. Bergman też może być dla kogoś nudny co nie oznacza że nie jest znakomity.

    "ona też musi mieć swoje ramy, swoją kompozycję i dramaturgię."

    ja tutaj widzę kompozycje i dramaturgię. Gadają o mapie która jest ważna, to nie może być BACH BACH jak w Anabellle gdzie co rusz wali nas jump scena. Ja nie wiem co niektórzy mają z tymi nudami-podobnie że się na Dark Water nudzili. Może za każdym razem jak ktoś podchodzi do horroru to oczekuje grozy od razu, z miejsca. Mnie chodzenie po lesie i szukanie drogi się podoba. Założę sie że gdyby tam na początku co PRZEMKNĘŁO w liściach i w tle dali BAM! to byście powiedzieli "umiejetnie budują napiecie" , no nie wiadomo co to było, czekam i oglądam dalej co to za potwór. No ale tak robi się 80% horrorów dzisiaj i tego sie nie da ogaldać.
    Ja polecam oglądać klasykę - Bergman, Antonioni, Fellini, etc i dopiero potem po obejrzeniu 50 filmów takiego pokroju zasiąść do BWP i ocenić.

    OdpowiedzUsuń
  4. dla mnie jest po prostu artystyczną hucpą, takim Nic, które ktoś genialnie sprzedał jako Coś. Dziś pod pretekstem sztuki cholernie łatwo opchnąć byle co, choćby i babkę obierającą kartofle w muzeum, dorabiając stosowną ideologię. Postmodernizm też ma swoje ślepe zaułki :)"


    Jaka hucpa??? Znowu widzę problem z mieszaniem KAMPANI REKLAMOWEJ , który tutaj dobrze się sprawdziła a z samym dziełem. :|
    co ma do tego, że oni ściemniali, jak połowa widzów wtedy z góry wiedziała że to jaja? Już wcześniej było "mockumentary" oni po prostu dobrze dobrali rodzaj kampani reklamowej do produktu. Z tego hucpa nie wynika.
    A sam produkt, broni się sam i to po latach. Bo pomimo kilku hejtów (Jerry, Marcin Króil, troszkę Mando :) to ja nie znam nikogo kto by mówił ze to nudne. Wszyscy znajomi co to oglądali uznali to za klasyka. Ale to nic, bo film jest w każdej książce o filmie (prawie), leksykonach, no wszędzie.
    A to że tzw klasyka nie podchodzi każdemu no to pisałem już - niech ktoś obejrzy Fanny i Alexander który też ma elemety grozy (3 godzinna lub 5 godziinna wersja reż) no to jeżeli ktoś lubi TYLKO HORROR w kinie no to powie że to nudne gówno. A to jest kurde klasyk jak Moby Dick albo "Wigilijna opowieść". I miał wielki wpływ na masę reżyserów. Podobnie jak BWP. Ilu fanów horroru zachwyci się dziś niemym horrorem z czasów kina niemego? Kto ogląda Guy'a Maddina? Garstka miłośników kina na festiwalach filmowych.

    OdpowiedzUsuń
  5. No ale może właśnie o to chodzi, o ten cały marketing. Bo ja to widzę tak, że BWP wraz z towarzyszącą mu kampanią tworzyły całość, spójne i zamknięte wydarzenie. W tym sensie mógł to być tylko jednorazowy strzał. Sam goły film, obdarty z tej otoczki, jest jak rekwizyt, który ktoś porzucił po spektaklu. I jako taki - według mnie - jednak się nie broni. Fakt, że znajduje się we wszystkich opracowaniach i wywarł znaczący wpływ na rozwój gatunku, nic tu nie zmienia. To jest takie cholernie gombrowiczowskie - no jakże ma zachwycać, kiedy nie zachwyca! Pozostaję przy swoim: hucpa, choć nie da się zaprzeczyć, że genialnie sprzedana. Ostatnio słyszałem o wystawie, na której ktoś poumieszczał w galerii pudełka po pizzy i to rzekomo miało symbolizować żarłoczny (ekhę-ekhę) kapitalizm, który niszczy kulturę. No niby spoko, tylko szkoda, że trzeba było to ludziom tłumaczyć, bo sami z siebie widzieli tylko pudełka po pizzy, które jakiś wariat powstawiał do galerii za publiczne pieniądze, i się kreuje na wielkiego artystę. Nawiasem mówiąc, ten terror widzenia sztuki tam, gdzie jej nie ma, świetnie wyśmiała Masłowska w "Kochanie, zabiłam nasze koty". Przemyślenia Fa na wernisażu trafiają w punkt. Niestety, nie mam teraz książki pod ręką, więc nie zacytuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem, czy widziałem aż 50 filmów "takiego pokroju", ale trochę jednak ich zaliczyłem :) Nie twierdzę, że oni nie mieli ram czy scenariusza, że kręcili jak dzieciaki telefonem, które se na YT wrzucają. Tylko widzisz - cały wysiłek poszedł tam właśnie w to, żeby taką amatorszczyznę grupki dzieciaków z kamerką symulować. I to jest problem! Antonioni, Bergman, a nawet Żarłok, swoje filmy jednak inscenizują, a my od razu wiemy, że mamy do czynienia z wypowiedzią artystyczną, nie silącą się na pokazanie świata jeden do jednego, lecz go przetwarzającą. Taki udawany realizm jest po prostu sztuczny. Tak jak te wszystkie paradokumenty, co dziś chodzą w TV z naturszczykami, którzy są tak autentyczni, że aż śmieszni. Kiedy masz studniówkę albo wesele, przeżywasz jakieś emocje, ale kiedy później oglądasz to na ekranie, przeważnie ziewasz z nudy. Co dopiero ma powiedzieć ktoś, kto na tej imprezie nie był w ogóle, a każe mu się ją przeżywać? BWP to właśnie taka "studniówka albo wesele", tyle że zrobiona w ten sposób z rozmysłem. Bez otoczki kultu, bez marketingowego sztafażu, zostaje po prostu parędziesiąt minut pseudoamatorskich nagrań.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm, no własnie dla mnie porównanie do tej stuniowki już podczas słuchania Szymasa podpadło. Gdyż studniówki są raz-montowane przez tego operatora i jakoś tam reżyserowane, no bardziej kręcone, kamerzysta decyduje co i kiedy kręci/dokumentuje. Ale rozumiem że zakładacie iż to takie filmy bez montazu, taka REJESTRACJA studniowki.
    No i tu też nietrafione gdyż BWP miało pierwotnie 2.5 godziny, i kręcili to 8 dni, ile był pisany scenriusz to się nie dogrzebałem. Ale 8 dni w lesie to kupa czasu i jestem przekonany Że tutaj każdy dialog był zaplanowany (co nie wyklucza zostawienia miejsc na pewną improwizację aktorów). Dla mnie tutaj jest pełno inscenizacji, choćby od zrobienia scenografii, dobór lokacji, kostiumów, projekt logo [te drzewka związane, kukły etc].
    A nawet jakbyśmy zakładali że cały film jest improwizacją to dla mnie nie ma nic złego-bo potem reżyser decyduje co wchodzi ,; wiele kultowych scen jet ponoć improwizowane - Rutger Hauer i Blade Runner, Rejs, Wściekły Byk Scorsese i wiele innych.


    Aha, a ja oglądając studiowki wzruszam się niesamowicie i dopatrujęprzeróżnych szczegółów które można tam wyczytać jak z NORMALNEGO FILMU DOKUMENTALNEGO. (choć akurat swojej stufniowki nie mam nagranej-co dodatkowo powinno podkreślać moc tego argumentu) ;)))


    A co do paradokumentów pokroju Trudne sprawy i pamietniki z wakacji to naturszczyci są tam śmieszni gdyż SA ŹLE WYREŻYSEROWANI. tak bo nawet własnie naturszczyków sie rezyseruje 9oczywiscie w inny sposob), + do tego łopatologizm w postaci lektora + podpisów + ujęcia z pola akcji + komentarz z offu + komentarz do koemtarza postaci :) Czyli kamp bym powiedział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. no ale BWP to nie jest sztuka konceptualna gdzie kupa na środku sali muzem jest interpretowana jako wyraz oburzenia artysty na otaczającą nas rzeczywistość.
    Tutaj odpalasz film i jesteś w lesie i od razu wiadomo OCB.
    Ja się wielkiej sztuki w BWP nie doszukuję a dobrego horroru, oczywiście nie na miarę Shining czy Egzorcysty, ale jednak z trochę wyższej półki.
    Podobnie Paranormal było chwalone.
    BWP cenię sobie za KONSEKWENCJĘ - po prostu nie widzę innego sposobu jak zrealizować tę ideę by się "wszystkim" spodobało. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu. Cały koncept jest wewnętrznie spójny. No a że nie jest aż tak atrakcyjny jak Egzorcysta czzy Szczęki no to już inna kwestia. Sztuka idzie do przodu-coś kręcic trzeba robić.
    Bergmany i inne pokroje przywołałem nie żeby chacharzyć , a by zwrócić uwagę że nawet arcydzieła mogą być TRUDNE W ODBIORZE, wymagające, nudne dla niektórych, a dopiero co taki horrorek jak BWP :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. poza tym w BWP nie ma chyba tak dużo postmodernizmu - poza pomysłem "fałszywy dokument" to jest typowa, chronologiczna opowieść o wiedźmie, kiedyś Haxan był. postmodernizm to jest w Wild at heart albo TwinPeaks. Tutaj nie ma gry z konwencją dokumentu tylko jest wzięcie tej konwecji wraz z dobrodziejstwem inwentarza i z tym owpoeidzenie historyjki o zagubionych kapturku. [upraszczając]

    OdpowiedzUsuń
  10. fajny ten materiał na YT, wieczorem obejrze w całości.
    Jednak nie chodzi o przekonywanie kogoś przez FF. Nie wydaje mi się by chodziło twórcom o to by przekonać widzow że to jest realne/prawdziwe. Ludzie wiedzą że PActivity to film fabularny, tylko wchodzą w konwencję udawania. Z restzą - zawsze ogladając JAKIKOLWIEK film, musisz wejśc w konwencję udawania : gry aktorskiej, efektów specjalnych itd etc

    OdpowiedzUsuń
  11. Skura, o studniówce mówiłem akurat ja. I chodziło mi nie o realizację (nie ważne czy film ze studniówki to prosta rejestracja, czy też coś reżyserowanego). Miałem na myśli to, że to są filmy, które odarte z sentymentu ze strony widza związanego z uczestnictwem w tym wydarzeniu są dla postronnego widza nieoglądalne. I ja wiem, że trudno być uczestnikiem mockumentary/found footage, ale właśnie przez fakt, że takie filmu udają "rejestrowane" obrazy (z założeniem braku ingerencji Twórców) działa u mnie mechanizm, jakbym oglądał Twój film ze studniówki. Na 5 minut się zainteresuję aby zobaczyć jak wyglądał Skura w wieku 18 lat, może będzie 1-2 zabawne sceny, ale pozostałe 95 minut to będą nudne obrazki z jedzenia schabowego i tańczenia poloneza.



    I nie wyjeżdżaj nam tu proszę z tym, że się nie znamy i pewnie dla nas Bergman byłby nudny, bo parafrazując Twoje stwierdzenie o nudzie - klasyk to jest właśnie "argument". BWP jest klasykiem, ale w żadnym razie nie jest dobrym filmem. Nikt mu nie odbiera prawa do bycia jakimś tam kamieniem milowym, ale poza paroma scenami ten film po 10 latach od premiery jest wątpliwie oglądalny. I nuda jest tylko jednym z wielu ku temu powodów.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ścieramy się w dyskusji pierwszy raz i nie chciałbym, żeby od razu poszło na noże. Powołałem się na programy tv z naturszczykami nie dlatego, że widzę w nich bezpośrednią analogię do BWP, ale ze względu na cały trend udawania rzeczywistości, nie różnicując w tym momencie na odłamy, estetyki etc. To raz. A dwa - użyłem określenia "hucpa" w znaczeniu "oszustwo", bo w moim poczuciu nie tyle film, co całe wydarzenie, którego film stanowił centralną część, było rodzajem genialnej blagi. Przy czym o genialności piszę tu z nutką pewnego podziwu. Co nie zmienia faktu, że w moim subiektywnym poczuciu sam film bez owego sytuacyjnego kontekstu jest po prostu cienki. Przykro mi, że jakoś nie umiem dostrzec w nim tyle artyzmu, ile widzi Skura (może za mało jednak było Bergmana w mojej kulturalnej edukacji). To dwa. A trzy - nie wiem, czy mimo wszystko na próbach oceny BWP nie ciąży trochę ów terror kultowości. owo zaiste do imentu gombrowiczowskie "zachwyca, bo ma zachwycać, bo Słowacki wielkim poetą był i basta". Ale ja, z całym szacunkiem, mam w nosie kult i mir, kiedy włączam film czy sięgam po książkę. Liczy się tylko to, czy rezonuje, czy nie. Obiektywne uznanie zasług to jednak coś innego. Ja robiłem trzy podejścia do "Ulissesa", zanim go zmogłem, by w końcu autentycznie się zachwycić, ale to nie znaczy, że nawet kolejny raz od niego odpadłszy, nie uznawałem jego przełomowej roli w XX-wiecznej literaturze.

    OdpowiedzUsuń
  13. no nie - ja tu nie widzę argumentów. Napisałeś że BPW to klasyk ale nudny. No i zaś to samo w kółko. Jeszcze ZARZUCASZ mi że JA ZARZUCAM komuś że się nie zna na Bergmanie. Wyraźnie (a może nie ) chodziło mi o porównanie, że Bergman to też klasyk, a jest nudny i ciężki i że trzeba mieć nastrój na taki film podobnie jak na BPW.

    Tak więc nadal szafujecie argumentem o nudzie, który jest taki sobie moim zdaniem, bo jest przymiotnikiem bez większego uzasadnienia, no ja mógłbym napisać jako kontrargument do NUDNY - że jest ZAJMUJĄCY, no i co? To jest dobry kontrargument? Bez sensu tak się przerzucać przymiotnikami. No + że ja zarzucam że się ktoś nie zna. PORÓWNAŁEM BWP do klasyków niehorrorowych.

    BTW-"przez fakt, że takie filmu udają "rejestrowane" obrazy (z założeniem braku ingerencji Twórców) działa u mnie mechanizm, jakbym"

    Nigdzie konwencja zakladają braku ingerencji w materiał - wszak już sam montaż jest ingerencją w materiał. No a pozatym ja właśnie napisałem że nie mam swego video ze studniowki a innych nagrania oglądam z zaciekawieniem! :D Co jeszcze miało wzmacniać mój kontrargument :) Bo dla mnie taki film ze studniowki to jest w 100% prawdziwy dokument o młodych ludziach. Nawet miałem keidyś koncept że jakby zebrać i obejrzeć tak z 1000 filmów ze studniowek z lat 1990-2010 i zrobić taki FOUND FOOTAGE pokazujący Polske przez pryzmat studniowek, zmiany w ubiorze, muzyce, klimat etc {bo w audycji Aga nie powiedziała że FF znaczy również kolaż z dostępnego materiału, facet skleja stare filmy w nowy film na zasadzie kolażu i to też się nazywa FOUND FOOTAGE http://pl.wikipedia.org/wiki/Found_footage , nawet mam na płycie taki film gościa (zapomniałem tytułu) który posklejał stare Frankensteiny w zupełnie nowy film-ponoć super rzecz, ale niestety jeszcze nie oglądałem, było kiedyś w PL wyświetlane chyba na Era Nowe Horyzonty.}

    OdpowiedzUsuń
  14. "Ulissesa" czyta się przez całe życie - codziennie po kartce ;) A Finegans Wake - codziennie po zdaniu ;D

    Blair Witch Projext pokocha ten kto choć raz zgubił się w lesie ;)


    Ja tam noży nie widzę, ale że hucpa to mocne słowo. Od razu mówię że nie byłem producentem, ani w żaden sposób nie brałem udziału w realizacji BWP ;)))


    Ja w BWP przesadnego artyzmu nie widzę, najwyżej w ostatniej scenie. Caly film to taki trochę może nawet teatr telewizji - gdzie ludzie GADAJĄ i GADAJĄ, i ja się w tym odnajduję, bo lubię teatr - np "Rozmowy przy wycinaniu lasu" - niby nudne - goście siedzą w gumofilcach w lesie pod drzewkiem i gadają, jak dla mnie ZERO SEKUND NUDY. Ja nie wiem kaj wy tę nudę w BWP widzicie, no pewnie by zyskał na dynamice film gdyby go przyciąć o 15 minut, jasne, ale żeby z tego powodu aż tak się nie wciągnąć. no nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Aga Trudne Sprawy to nie FF jasne , ale jeśli ich nie zakwalifikować do "paradokumentu" to co to jest Twoim zdaniem? Fabuła stylizowana na dokument własnie.
    Z resztą nie warto chyba tracić życia na głowienie się czym jest hybryda Trudnych Spraw czy Pamiętniki z wakacji :D

    OdpowiedzUsuń
  16. No widzisz, ja np. takie "Rozmowy przy wycinaniu lasu" też uwielbiam. Tam wszystko jest wyśmienicie zbudowane na dialogach i na osobowościach. Widocznie w BWP mi tego brakuje. Przymiotniki typu "nudny" czy "zajmujący" kiepsko się poddają argumentacji - to fakt - bo przynależą do sfery skrajnie subiektywnych odczuć. Tak, zgadzam się, że nie trzeba flaków, wybuchów czy ostrego rznięcia (cokolwiek się pod tę czynność podstawi), żeby opowieść była zajmująca. Ale zawsze musi być jakieś koło zamachowe. Kiedy sobie przypominam z "Rozmów..." recenzję "Zbrodni i kary", od razu gęba mi się śmieje i mam chęć na powtórny seans. W BWP mi tego czegoś, tej iskry, zabrakło. Po prostu. Może to dlatego, że nigdy - jak dotąd - nie zgubiłem się w lesie, a może z innej przyczyny. Choć ja osobiście upierałbym się przy tym, że konwencja zaszwankowała. Pomysł z kolażem ze studniówek z iluś lat, który ma pokazać, jak się zmieniało społeczeństwo, naprawdę znakomity. Tyle że znów - no właśnie! - to będzie już artystyczne przetworzenie, a nie surowy materiał, który sam w sobie byłby oglądalny przez dłużej niż kwadrans dla samych uczestników i może takich masochistów jak ty :) A BWP miało - w zamyśle twórców - taką surówkę imitować i robi to, przynajmniej w wypadku moim i Jerrego, na tyle skutecznie, że nie dzierżymy. Ot i wsio :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dobra o ile się zgodzę że są różne wrażliwości i kogoś BWP może nudzić, to ostatnia scena JEST przerażająca i basta :)


    A na koniec dowcip:
    Przychodzi Skura odwiedzić Szymasa: "obejrzelibyśmy twoją studniówkę?"
    PARAM PAM PSZZZ!

    OdpowiedzUsuń
  18. Co do PActivity to wydaje mi się że przez te 45 minut jest zarysowane wiele elementów które potem odgrywają straszącą rolę, ale musiałbym sobie odświeżyć.

    No Bergman uchodzi za nudnego - nawet jak go Woody allen robił sobie z tego żarty, a był jego fanem i nawet nakręcil jakiś film "w stylu Bergmana"-zapomniałem obecnie który to. Weżmy Szepty i krzyki - w tle ktoś choruje a reżyser pokazuje przez kilkanaście sekund zegary, no ale zgodzę się że do Bergmana bardziej pasuje określenie "ciężki" niż "nudny".

    [offtopic]

    A Plan no9 jest klasykiem, ale chyba zawsze przywoływanym jako ta ciemna strona mocy. Choć jakby na to spojrzeć jaki wpływ wywarł dany film, to Ed Wood inspirował wielu filmowców, więc Ed Wood uchodzi za klasyka - zgadzam się - ale tutaj też w sumie Ed Wood jest niezrozumiany przez wielu, bo niby "najgorszy reż na świecie" , a są gorsze filmy niż jego, np "Manos the hands of faith" czy Robot monster. Dopiero Tim Burton oddając mu hołd trochę zwrócił na to uwagę.

    [off]

    "Między innymi dlatego, że wywalają wszystko czego jest pełno na takim typowym, nagrywam z ręki materiale, czyli tony nieciekawych dłużyzn"

    --mnie się wydaje że oni sporo wywalili z tych 8 dni kręcenia, ponoć pierwszy cut filmu miał 2.5 godziny.
    Mnie się wydaje że wielu ma z BWP taki problem że na początku robi atmosferę że jest jakaś wiedźma , a potem tego do końca nie rozwiązuje i ludzie są zawiedzeni "no to jest ta wiedźma czy jej nie ma" i rozczarowanie + długie oczekiwanie na puentę no i może dlatego. nie wiem. MNIE TO KUPIŁO ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Rafał Tadeusz Wroński4 kwietnia 2015 12:37

    To czy BWP się komuś spodoba zależy głównie od tego, jak bardzo rozwiniętą zdolność immersji ta osoba posiada. Jak słusznie zauważył ZarłokTV, każdy kto chociaż raz zgubił się w lesie będzie odbierał ten film inaczej niż ktoś, kto nawet na plażę wjeżdża samochodem. Cały problem leży we wspomnianej wcześniej immersyjności. Celowo przenoszę to pojęcie ze świata gier komputerowych, bo moim zdaniem to klucz do zrozumienia czemu ten film jest nie tylko kultowy, ale też nie wypada mówić o nim używając określeń takich jak: nudny, kiepski itp. Kiedy chodzę do kina (a przyznam, że robię to coraz rzadziej, bo drażni mnie atmosfera jaką stwarzają tak zwani "widzowie") i akurat trafi się jakiś ambitniejszy horror, w którym straszy się widza nie tylko za pomocą jump-scare'ów, ale też przemyślanej fabuły, to mam wrażenie (i tu zacytuję klasyka sprzed paru tysięcy lat), że scenarzyści próbują rzucać perły przed wieprze. To wszystko dlatego, że poziom empatii współczesnego społeczeństwa jest równy zeru, a być może nawet przyjmuje już wartości ujemne. Otóż nie potrafimy się wczuwać w to, co ktoś próbuje nam opowiedzieć. Całkowicie abstrahując od wariacji na temat "wzmagania sztuczności poprzez przekonanie widza o prawdziwości oglądanego materiału", pragnę zwrócić uwagę na to, że mimo wszystko by zrozumieć pewne rzeczy potrzebna jest zdolność wczuwania się w położenie drugiego człowieka. Ignorancja jest oczywiście łatwiejsza i stanowi pewnego rodzaju reakcje obronną. Podobnie jest z różnymi fobiami. Ktoś, kto panicznie boi się pająków, wysokości, dużych przestrzeni, klaunów (i tak dalej...) często jest publicznie wyśmiewany, a jego lęki neguje się, bądź ignoruje - a wynika to właśnie z braku zdolności współodczuwania. Ktoś kto nudzi się na takim filmie jak BWP ewidentnie dystansuje się od tego, co próbuje nam opowiedzieć fabuła. Przekaz jest dość jasny, bo film obrazuje lęk przed zagubieniem, bezradnością (utratą kontroli) i w końcowych stadiach - samotnością. Odwołuje się też do pierwotnych instynktów - strach przed ciemnością, niebezpieczeństwem i zjawiskami, które trudno wyjaśnić w sposób racjonalny (paranormalnymi). Dodatkowo w fabułę wpleciony jest ciekawszy wątek poboczny prezentujący człowieka-bestię, zwyrodnialca zdolnego do wszystkiego, który nie działa w zgodzie z zasadami społecznymi albo rozumem (mam na myśli Rustina Parra). Sęk w tym, że wszystko można spłycić, a dzisiejsza rzeczywistość przyzwyczaja nas do hiperbolizowanej papki emocjonalnej, jaką wciska się nam we wszystkich aspektach życia - innymi słowy musi być łzawo, musi być krwawo i najlepiej estetycznie, żeby było o czym gadać i na co patrzeć, a jak jeszcze dorzucimy do tego kwestie natury egzystencjalnej to mamy komplet. Tylko gdzie w tym wszystkim współczucie? O problemach takich, jak aborcja najlepiej opowiadać pokazując świeżo wyrwane płody; o eutanazji na przykładach sparaliżowanych ludzi, którzy chcą popełnić samobójstwo z bezradności, ale nagle ktoś ich przekonuje, że świat jest piękny, ptaszki ćwierkają i nie warto ginąć. Nie znam wielu ludzi empatycznych i pewnie wielu nie poznam. Na koniec dodam jeszcze, że dorabianie ideologii najlepiej wychodzi tym, którzy w reportażu dopatrują się ram, kompozycji i dramaturgii, czyniąc go niczym innym, jak tylko hiperbolizowanym filmem para-dokumentalnym.maturgię

    OdpowiedzUsuń
  20. Dopiero teraz komentuje tak hurtowo na
    bieżąco, podczas słuchania.

    Ja zgubiłem się kilka razy w lesie a
    film i tak na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia nie robi. Teraz to
    ja już nie pamiętam jak las wygląda ale na przełomie wieków jak
    jeździłem na spływy kajakowe to często nocowałem w lesie i
    czasami wyruszaliśmy z bota z jednej miejscowości do drugiej, po
    czym po x piwach wracaliśmy ta samą drogą w środku nocy, kiedy
    człowiek nawet własnej ręki nie widział i czasami szliśmy grupą
    trzymając się za ręce żeby nikt nie odszedł dwa kroki od grupy
    :-) I tak to było ekstremalnie przerażające doświadczenie,
    szczególnie że zawsze się mocno nakręcaliśmy. I ok ten film mógł
    wpływać na nasze samopoczucie w tym momencie (chociaż w tym
    momencie to wspomnienie dowolnego horroru wystarczyło) ale te
    doświadczenia nie sprawiały, że potem film wydawał się bardziej
    straszny. I w sumie ja tu powiedziałem że ta ostatnia scena to jest
    nic specjalnego ale w sumie rozumiem, że przy tej ostatniej scenie
    można narobić w pory ze strachu. Problem tkwi w tym, że aby dojść
    do ostatniej sceny trzeba przebrnąć przez 1,5h wcześniejszych scen
    i u mnie niestety tak to działa, że coś co powinno przerażać to
    w tym momencie budzi tylko radość, że to już koniec. Gdyby film
    trwał 30-40 minut to pewnie odebrałbym taki film jak należy. Nie
    jestem w stanie odczuwać napięcia oglądając przez 1,5h drzewa i
    roztrzęsioną kamerę.

    Odnośnie tego co mówi Crusia na
    końcu, czyli że na pierwszym miejscu jest kamera, zamiast uciekać
    filmujemy itd. to mnie to zawsze wkurzało w FF ale nie sam fakt
    filmowania bo to rozumiem ale to że filmowanie jest pierwszą
    reakcją. Przykładowo koleś filmuje obraz przed sobą, nagle coś
    wyskakuje z prawej i jego pierwszą reakcją nie jest ani ucieczka w
    lewo, ani spojrzenie w prawo tylko najpierw kieruje tam kamerę.
    Rozumiem, że takie czasy, że oglądamy rzeczywistość przez ekran
    ale nie akceptuję tego jako odruchu. Fajnie to rozwiązano w jednym
    segmencie V/H/S gdzie koleś miał kamerę na głowię. W sumie to
    nie tylko tam było. W innym segmencie kamera była w okularach. W
    czwartym Krzyku jeden bohater miał cały czas kamerę na czole.
    Takie FF jak dla mnie ma sens bo wyjaśnia też dlaczego bohater nie
    rzuci tej pieprzonej kamery w cholerę, no i w takim wypadku kamera
    „sama” zawsze rejestruje to co widzi bohater, bez konieczności
    późniejszego wyjaśniania tego że żyjemy w takim świecie, że
    wszystko oglądamy przez ekran, że wszystko musimy filmować. W
    takim wypadku kamera sobie tam po prostu jest i robi swoje.

    A z tym zakazem pokazywania się
    aktorów publicznie to było już w przypadku „Cannibal Holocaust”,
    czyli film o którym wspomina Crusia. W sumie to tez pamiętam z
    prelki Crusi na Polconie, że twórcy też mieli problemy i wymuszono
    na nich publiczny występ i wyjaśnienie, że to nie jest prawda, że
    oni żyją, że nikt im niczego nie zrobił.

    Ogólnie fajnie wyszedł podcast bo
    wstawki są zróżnicowane. Crusia zrobiła wprowadzenie o gatunku,
    ja tradycyjnie o filmie-kupie, czyli zamiast rozpływać się nad
    jedynką gadam o dwójce, a w środku dwie skrajne opinie Jerry'ego i
    Skury.

    OdpowiedzUsuń
  21. Też się nie zgadzam z tą rozwiniętą immersją. Zgubiłem się w lesie kiedyś dość poważnie i BWP w ogóle mnie nie ruszył. A zawsze powtarzam, że potrafię dość łatwo zawiesić niewiarę na kołku i wsiąknąć w świat przedstawiony. Nawet jak jest absurdalny jako to często w horrorach niskich lotów bywa. Tyle tylko, że aby się wciągnąć twórcy muszą pomagać. A w BWP na każdym kroku mnie wybijali. Chcieli aby uwierzył, że to "prawdziwe nagrania", a kazali mi oglądać wkurzające kłótnie o mapę i inne bzdety, których nikt o zdrowych zmysłach by moim zdaniem nie rejestrował. A można to zrobić w FF bardzo fajnie, co było widać choćby w "Paranormal Activity". Też nie lubię, ale tam właśnie to wciągnięcie w świat przedstawiony udało się zacnie.

    OdpowiedzUsuń
  22. No bo ja ogólnie uważam (i to jest moim zdaniem żelazna zasada), że FF to jest o tyle do dupy gatunek, że on byłby przegenialny gdyby nie ramy czasowe.Gdyby umieścić w necie 15-30 min filmik z tego lasu to pewnie by się można w gacie posrać tak, że nogawkami by strzelało. Niestety aby film leciał w kinie to musi mieć jakąś tam minimalną długość (chyba, że już teraz to nie obowiązuje, nie wiem) i przez to każdy rasowy FF jest nudny. Nawet jak ma świetny pomysł wyjściowy to zabijają go kłótnie o mapę (BWP), wywiady z mieszkańcami bloku (REC), jakieś kosmicznie długie rozmowy o niczym i tego typu zapychacze. Dzisiaj internet daje możliwości by zrobić to w krótkiej formie ale dzisiaj to już o kilkanaście lat za późno. W 1999 roku to se można było najwyżej zdjęcia na dyskietkę zgrać a o 30 minutowych filmach to nawet wizjonerzy nie śnili :-)

    OdpowiedzUsuń
  23. Agnieszka Brodzik8 kwietnia 2015 21:50

    Powiem Ci, że jak teraz o tym myślę to przypomniało mi się, że mają tam "gadające głowy". Dla mnie to jakaś hybryda, bo kręcone jednak jest jak normalny serial albo ew. jakaś rekonstrukcja zdarzeń, ze statyczną kamerą. Ale w sumie rekonstrukcja zdarzeń nie sugeruje, że aktor grający Marka jest Markiem i faktycznie przeżył to, co widzimy na ekranie. Ja bym szukała raczej powiązania z reality show. To taki para-reality-show (nie wiem, jak to zapisać), czyli jak ff udaje normalny film to te "Pamiętniki z wakacji" udawałyby prawdziwy reality show. Zwróć uwagę, że te "gadające głowy" to klasyka wszelkich reality show, nie tylko dokumentów.

    OdpowiedzUsuń
  24. Agnieszka Brodzik8 kwietnia 2015 22:02

    Nie wiem, gdzie się teraz podział mój komentarz o "Pamiętnikach...", ale myślę, że sporym problemem jest tutaj zatrudnianie tych beznadziejnych, przypadkowych ludzi, którzy skazują wszelkie próby udawania rzeczywistości na klęskę. Dlatego myślę, że jednak nie ma co porównywać, bo to jest przedziwny telewizyjny twór i szkoda o nim w ogóle wspominać w kontekście tak ciekawych rzeczy jak ff i paradokument. Spuśćmy zasłonę milczenia, plis :D

    OdpowiedzUsuń
  25. bez komentaŻa.

    OdpowiedzUsuń
  26. Fajnie było go sobie pierwszy raz oglądnać samej w nocy , w środku lasu , na laptopie. Hmm to znaczy nie fajnie :) Film jedyny w swoim rodzaju

    OdpowiedzUsuń